czwartek, 27 listopada 2014

Od Colombiany: Kąpiel błotna z...kimś?

Najadłam się i odpoczęłam . No cóż w końcu mam przyjaciół. Powiedziałam Avie że idę na mały spacerek.
Słońce świeciło radośnie. No i jak nie byś w dobrym nastroju? Łapy mi wydobrzały. Nie bolały ale troszku kulałam. Szłam laskiem promyki słońca przebijały się przez liście i przez gałęzie. Było dość ciepło jak na ten klimat. Spacerowałam dalej nie przejmując się niczym. Nie martwiłam się czy się zgubie...jakoś znajdę Ave i Chrisa. Przystanęłam by powdychać idealnego,lekko wilgotnego powietrza.
Poszłam dalej...no może nie poszłam tylko pobiegłam. Na opuszkach czułam każde źdźbła trawy i każdą gałązkę. Promienie słońca muskały mnie delikatnie. Czułam się jak w raju...idealna pogoda,przyjaciele,wyspana i najedzona. Po prostu cudownie. Tego uczucia doznałam bardzo dawno kiedy byłam mała. Nagle uderzył mnie zimy wiatr. Popatrzyłam na niebo słońce zaczęły zasłaniać chmury. Powietrze zaczęło cuchnąć stęchlizną. Nie pasowało mi to. Chris nam coś mówił o bagnach...em...może to tu? Ale czułam że stąpam po twardym lądzie. No cóż. Pobiegłam dalej mając nadzieje że ominę bagna.
Pomyłka. Zawiodłam się na sobie i zamiast ominąć bagna weszłam na nie. Ups... Czułam że moje łapy zapadają się pod ziemię...Poszłam w głąb bagna. Zobaczyłam małą wysepkę. Odepchnęłam się od błota i wylądowałam spokojnie na wysepce. Rozejrzałam się dookoła. Niestety nigdzie nie widziałam innej wysepki. Zaryzykowałam i skoczyłam najdalej jak mogłam wylądowałam 2,5 m od wysepki. Niestety nigdzie nie było widać innej. Poczułam jak się zapadam. Moje łapy już były pod warstwą błota. Nie! Nie poddam się! Nie poddam się jak już tyle osiągnęłam i zdobyłam. Wyciągnęłam łapy i z wysiłkiem poczłapałam do następnej wysepki oddalonej jakieś 5m ode mnie. Byłam już cała upaćkana. Weszłam na wysepkę. Westchnęłam z ulgą. Usiadłam i zaczęłam się trząść by moje futro uwolniło się od błota.
Rozejrzałam się szukając następnej wysepki. Mój wzrok stanął na jakimś poruszającym się punkcie. Był cały w błocie a widać było tylko oczy. Zaciekawiło mnie to i postanowiłam zobaczyć co to. Może jakiś renifer który się odłączył od stada? Nie nie możliwe. Zaczęłam biec w tym kierunku walcząc z bagnem które mnie ciągnęło w dół. W końcu skoczyłam i wylądowałam lekko na wysepce. Poszukałam znowu tego czegoś. I przeraziło mnie to co zobaczyłam. Był to wilk. Obcy nie Chris i Ava. Miał jedno oko złote drugie błękitne. Nie mogę go tak zostawić. Przecież jeszcze mam serce. Wykonałam wielkiego susa i wylądowałam obok niego. Popatrzył na mnie prosząco. Nie miał pewnie już siły mówić. A może dla tego że wystawał tylko grzbiet, łeb i ogon? Nom...może.
Wilk poruszył gwałtownie głową i przemówił:
- Z łaski swojej może mnie z tąd wyciągniesz? Bo za chwile ta miła kąpiel błotna mnie pogrąży. -Skończył. Matko czy ja mam zamiar go tu zostawić i do końca życia mieć poczucie winy?
-A może przestaniesz gadać i w końcu pozwolisz mi cię wyciągnąć? - Powiedziałam wyjmując łapy z błota żebym nie utonęła. Podeszłam do jego ogona...i złapałam najmocniej jak umiałam.
-Ał!!! Może troszku delikatniej!?-zawył z bólu.
-To najdelikatniej jak umiem...a może przestaniesz narzekać i mi pomożesz?! Bo jeżeli nie to ja skończę za chwile jak ty! - Powiedziałam z trudem. No przecież trzymałam jego ogon. A do najdelikatniejszych nie należę. Pociągnęłam go z całej siły aż zawył.
-Pomóż mi to nie będzie aż tak bolało.-Powiedziałam. Wilk zaczął się szarpać i troszku to pomogło. A ja ciągle szarpałam go za ogon. Chyba się powstrzymywał od wycia z bólu. No cóż...za gapowe się płaci.
Zaczęliśmy z trudem wychodzić z bagna. Problem w tym że błotko mnie też ciągnęła w dół. Ciągle musiałam wyjmować łapy.

Doczłapaliśmy się do sporawej wysepki. Wczołgałam się na nią z trudem. Obok mnie położył się wyczerpany wilk. Byliśmy cali w błocie.
Popatrzyłam na niego i zaczęło mi się chcieć śmiać...Wybuchłam głośnym śmiechem. Popatrzył na mnie dziwnie. No cóż...w utonięciu w bagnie nie było nic śmiesznego.
-Z czego się śmiejesz?! Czy w utonięciu było coś śmiesznego?!-powiedział ledwo. Ja nadal się śmiałam
-Śmieje się raczej z tego że udało nam się przeżyć! To takie głupie uczucie!-Powiedziałam przez śmiech.
Wilk westchnął ciężko. Uśmiechnął się złośliwie do bagna.
-Tak w ogóle to ja jestem Sayan.-Przedstawił się.
-Jestem Colombiana dla przyjaciół Iana. Masz u mnie dług...więc wiesz.-Powiedziałam.

Sayan? Może podziękujesz z łaski swojej? Hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.