czwartek, 27 listopada 2014

Od Sayana: Błędne ogniki

Bycie szybkim jest łatwe ,trudniej utrzymać prędkość dłużej niż trzy godziny.Dałem się zapędzić do zamarzniętego koryta strumyka który wrył się w ziemię głęboko na tyle ze wyskoczenie z niego nie wchodziło w grę. Zaczynałem tracić siły a zimne powietrze które powodowało bolesne kłucie w płucach raczej nie pomagało w biegu.Za to wielkiego drapieżnika radośnie truchtającego kilkadziesiąt metrów za mną chłód zdawał się uskrzydlać.Wiedział ze już nie ucieknę.Musiał by się zdarzyć cud a ,że ja w takowe nie wieże mogę sobie darować nadzieję na ratunek.
Ciekawe czy zje mnie całego od razu...a może weźmie sobie tylko najlepsze mięsko?
Doskonale słyszałem ciche pacnięcia jego łap na lodzie i zadowolone pomruki , jeszcze lepiej słyszałem bicie własnego serca tłukącego się o żebra jak ptak uwięziony w klatce i chrapliwy oddech przywodzący na myśl kawał chropowatej skały.Zwolniłem ,jeszcze chwila i padnę trupem wtedy misiek nie będzie miał ze mną zabawy.usłyszałem skrzypienie i trzask odwróciłem się kilka metrów na mną na nogi niezdarnie gramolił się renifer.Chwilowo miałem awersję do wszystkich kopytnych ale myślę że tłuściutki rogacz będzie dla mojego prześladowcy bardziej atrakcyjny.Miałem rację niedźwiedź od razu przestał się mną interesować dogonił renifera i dobrał się w do jego gardła w przeciągu jakichś dwóch sekund.Ofiara nie wydała z siebie nawet westchnienia.Mogłem się tylko cieszyć że uszedłem z życiem.Potem poszedłem dalej starając się nie martwić tym ,że totalnie się zgubiłem i jestem głodny. Założę się że niedźwiedź by się ze mną nie podzielił z resztą przeszedłem już taki kawał zamarzniętym wąwozem ,że nie opłaca mi się wracać.Teraz muszę znaleźć jakieś miejsce do spania zanim zrobi się ciemno i przede wszystkim wyleźć z koryta strumienia na wypadek gdyby misiek jednak zmienił zdanie.
Przede mną rozciągał szeroki aż po horyzont pas szarawej trawy i błotnych bajorek które lśniły od złapanych promieni zachodzącego słońca.Stałem po kostki w mętnej wodzie a twardy teren pozostawiłem za sobą jakąś godzinę temu.Wszystko tu było mokre zimne i zwodnicze każda kępka trawy wyglądająca na stabilną zapadała się natychmiast jeśli tylko postawiłem na niej łapę.
W konającym świetle dnia wszechobecny szron wydawał się promieniować ulotnym złotym światłem.
Sporo czasu zajęło mi wyszukanie w miarę bezpiecznej ścieżki.Moje futro zdawało się ważyć więcej niż ja i mimo ,że co chwilę strzepywałem z siebie wodę osiadająca na wszystkim mgiełka przesączyła moje ciało wilgocią aż do kości które głośno protestowały przy każdym ruchu.Musiałem wytężać wzrok żeby w gęstniejącej złocistej mgle zobaczyć gdzie idę.Z uwagi na ślizie podłoże posuwałem się nieznośnie powoli.Horyzont nad moczarami zamazywał się i coraz trudniej było dostrzec dranicę między lśniącym smętnie bagnem a zasnutym olbrzymimi pierzastymi przetykaniami złotem chmurami niebem.Spojrzałem prosto w płonący czerwienią rąbek słońca.Oślepił mnie na moment we mgle zawirowały kolory.Zakręciło mi się w głowie i zamknąłem oczy.Kiedy je otworzyłem zobaczyłem coś świecącego unoszącego się tuż pod powierzchnią w płytkim bajorku. To coś a konkretnie dwa cosie wydawały się być maleńkimi słońcami płonącymi wewnętrznym żarem.Zamarłem i zaczarowany patrzyłem na niezwykłe zjawisko.Pod woda pomykały dwie rozżarzone do białości punkty ciągnące za sobą brudno złote wstęgi.Potem pojawiło się ich coraz więcej krążyły w okół mnie a ja czułem jak osuwam się w nieświadomość.Lód osiadł mi na rzęsach a woda mgiełka zaćmiła mi wzrok.Musiałem się nażreć jakichś grzybków halucynków czy co.
Wtedy odezwało się dziwne uczucie nasilające się przez cały dzień i tym razem było to coś więcej niź tylko mrowienie.Trwoga ścisnęła mi serce.To było prawdziwe ,czułem ,że muszę uciekać.Dziwne ogniki zaciekle tłoczyły się w około i zdawało mi się ,że na coś czekają.Na pewno czekały.Na ofiarę powoli duszącą się w bagnie.Czułem jak obadam z sił jak by to miejsce wysysało je ze mnie.
Zawróciłem i pomknąłem nie patrząc za siebie ale wyczuwając mknącą chmarę ogników.
Biegłem jak nigdy do tond nawet nie oddychając i rozpraszając mgłę.To było coś innego niż strach przed niedźwiedziem.Ogniki zabiorą mi coś jeszcze oprócz życia.Węzeł w żołądku stale się zacieśniał ale pędziłem dalej przeskakując w wysepki na wysepkę.Wydawało mi się ,że w oddali widzę już ten drze z którego wszedłem na bagno.
Muł zabulgotał i zagotował się płonące kulki wyleciały w powietrze patrząc się na mnie pożądliwie tysiącami małych bezcielesnych oczu.Błoto osunęło mi się spod łap i poleciałem prosto do błotnistego bajora.Usłyszałem ciche kwilenie bagiennych ogników i z mlaśnięciem ziemia zamknęła się nade mną.

Może ktoś mnie uratuje?Jakaś piękna wadera chętna na błotną kąpiel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.