Mój język upadł na ziemię wraz z resztą ciała.Byłam wyczerpana.W dodatku
swędziało mnie ucho,a myłam zbyt zmęczona by się podrapać.Spróbowałam
podnieść siedzenie.
-Szlag...-wybełkotałam kiedy łapy mi się rozkraczyły nie będąc w stanie udźwignąć ciężaru ciała, któremu przyszło im służyć.
Westchnęłam.,,Czemu życie jest takie trudne?"pomyślałam.Przeszedł mnie
dreszcz.Wydostałam się już z tundry,zaczynała się tajga,ale i tu
temperatury są mało...em...przyjemne?Przyjazne?Stęknęłam podejmując
kolejną próbę.Nic to jednak nie dało.
Burczało mi w brzuchu.Od paru dni nic nie wciągnęłam,a przecież muszę rosnąć.
-Wstawaj cielaku!-próbowałam się zmotywować-Ruszże to cielsko.
W końcu udało mi się stanąć na łapach,nie powiem,że równych bo cała się trzęsłam.Kichnęłam.
-Zza cco -wydusiłam szczękając zębami.
Szłam bardzo powoli.Aż tu naglę coś zauważyłam.
-Zając-szepnęłam wybałuszając oczy na niewielkie ,białe stworzenie.
Zwierzaczek poruszył małym noskiem.
-Tylko spokojnie mały...-szepnęłam-Nie zrobię ci krzywdy-dodałam.
Oblizałam się na myśl o świeżym,soczystym mięsie.Zając spojrzał na mnie,
zastrzygł uszami i...pomknął przed siebie.Ruszyłam za nim.
-Stój kłębuszku!-krzyknęłam przyśpieszając.
Zając ani myślał zwalniać.Przeskoczył niemałą kałuże i rozbryzgał świeże
błoto za nią.Ja oczywiście plusnęłam prosto w wodę.Potrząsnęłam
głową.Mulista woda chlapnęła na boki.Podniosłam się z kałuży i
rozejrzałam dookoła.Po zającu ani śladu.
-Mam za krótkie łapki-stwierdziłam.
Zwiesiłam głowę zrezygnowana.Tak przelazłam jakieś dwa kilometry,aż
wyglebiłam się uderzając w jakiś owłosiony obiekt.Przede mną stał szary
basior i patrzył na mnie z góry.
Dokończy Christoper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.