Bycie szybkim jest łatwe ,trudniej utrzymać prędkość dłużej niż trzy
godziny.Dałem się zapędzić do zamarzniętego koryta strumyka który wrył
się w ziemię głęboko na tyle ze wyskoczenie z niego nie wchodziło w grę.
Zaczynałem tracić siły a zimne powietrze które powodowało bolesne
kłucie w płucach raczej nie pomagało w biegu.Za to wielkiego drapieżnika
radośnie truchtającego kilkadziesiąt metrów za mną chłód zdawał się
uskrzydlać.Wiedział ze już nie ucieknę.Musiał by się zdarzyć cud a ,że
ja w takowe nie wieże mogę sobie darować nadzieję na ratunek.
Ciekawe czy zje mnie całego od razu...a może weźmie sobie tylko najlepsze mięsko?
Doskonale słyszałem ciche pacnięcia jego łap na lodzie i zadowolone
pomruki , jeszcze lepiej słyszałem bicie własnego serca tłukącego się o
żebra jak ptak uwięziony w klatce i chrapliwy oddech przywodzący na myśl
kawał chropowatej skały.Zwolniłem ,jeszcze chwila i padnę trupem wtedy
misiek nie będzie miał ze mną zabawy.usłyszałem skrzypienie i trzask
odwróciłem się kilka metrów na mną na nogi niezdarnie gramolił się
renifer.Chwilowo miałem awersję do wszystkich kopytnych ale myślę że
tłuściutki rogacz będzie dla mojego prześladowcy bardziej
atrakcyjny.Miałem rację niedźwiedź od razu przestał się mną interesować
dogonił renifera i dobrał się w do jego gardła w przeciągu jakichś dwóch
sekund.Ofiara nie wydała z siebie nawet westchnienia.Mogłem się tylko
cieszyć że uszedłem z życiem.Potem poszedłem dalej starając się nie
martwić tym ,że totalnie się zgubiłem i jestem głodny. Założę się że
niedźwiedź by się ze mną nie podzielił z resztą przeszedłem już taki
kawał zamarzniętym wąwozem ,że nie opłaca mi się wracać.Teraz muszę
znaleźć jakieś miejsce do spania zanim zrobi się ciemno i przede
wszystkim wyleźć z koryta strumienia na wypadek gdyby misiek jednak
zmienił zdanie.
Przede mną rozciągał szeroki aż po horyzont pas szarawej trawy i
błotnych bajorek które lśniły od złapanych promieni zachodzącego
słońca.Stałem po kostki w mętnej wodzie a twardy teren pozostawiłem za
sobą jakąś godzinę temu.Wszystko tu było mokre zimne i zwodnicze każda
kępka trawy wyglądająca na stabilną zapadała się natychmiast jeśli tylko
postawiłem na niej łapę.
W konającym świetle dnia wszechobecny szron wydawał się promieniować ulotnym złotym światłem.
Sporo czasu zajęło mi wyszukanie w miarę bezpiecznej ścieżki.Moje futro
zdawało się ważyć więcej niż ja i mimo ,że co chwilę strzepywałem z
siebie wodę osiadająca na wszystkim mgiełka przesączyła moje ciało
wilgocią aż do kości które głośno protestowały przy każdym
ruchu.Musiałem wytężać wzrok żeby w gęstniejącej złocistej mgle zobaczyć
gdzie idę.Z uwagi na ślizie podłoże posuwałem się nieznośnie
powoli.Horyzont nad moczarami zamazywał się i coraz trudniej było
dostrzec dranicę między lśniącym smętnie bagnem a zasnutym olbrzymimi
pierzastymi przetykaniami złotem chmurami niebem.Spojrzałem prosto w
płonący czerwienią rąbek słońca.Oślepił mnie na moment we mgle
zawirowały kolory.Zakręciło mi się w głowie i zamknąłem oczy.Kiedy je
otworzyłem zobaczyłem coś świecącego unoszącego się tuż pod powierzchnią
w płytkim bajorku. To coś a konkretnie dwa cosie wydawały się być
maleńkimi słońcami płonącymi wewnętrznym żarem.Zamarłem i zaczarowany
patrzyłem na niezwykłe zjawisko.Pod woda pomykały dwie rozżarzone do
białości punkty ciągnące za sobą brudno złote wstęgi.Potem pojawiło się
ich coraz więcej krążyły w okół mnie a ja czułem jak osuwam się w
nieświadomość.Lód osiadł mi na rzęsach a woda mgiełka zaćmiła mi
wzrok.Musiałem się nażreć jakichś grzybków halucynków czy co.
Wtedy odezwało się dziwne uczucie nasilające się przez cały dzień i tym
razem było to coś więcej niź tylko mrowienie.Trwoga ścisnęła mi
serce.To było prawdziwe ,czułem ,że muszę uciekać.Dziwne ogniki zaciekle
tłoczyły się w około i zdawało mi się ,że na coś czekają.Na pewno
czekały.Na ofiarę powoli duszącą się w bagnie.Czułem jak obadam z sił
jak by to miejsce wysysało je ze mnie.
Zawróciłem i pomknąłem nie patrząc za siebie ale wyczuwając mknącą chmarę ogników.
Biegłem jak nigdy do tond nawet nie oddychając i rozpraszając mgłę.To
było coś innego niż strach przed niedźwiedziem.Ogniki zabiorą mi coś
jeszcze oprócz życia.Węzeł w żołądku stale się zacieśniał ale pędziłem
dalej przeskakując w wysepki na wysepkę.Wydawało mi się ,że w oddali
widzę już ten drze z którego wszedłem na bagno.
Muł zabulgotał i zagotował się płonące kulki wyleciały w powietrze
patrząc się na mnie pożądliwie tysiącami małych bezcielesnych oczu.Błoto
osunęło mi się spod łap i poleciałem prosto do błotnistego
bajora.Usłyszałem ciche kwilenie bagiennych ogników i z mlaśnięciem
ziemia zamknęła się nade mną.
Może ktoś mnie uratuje?Jakaś piękna wadera chętna na błotną kąpiel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.