Promienie słońca przebijały się przez moje powieki. Znowu śniły mi się
koszmary. Co prawda tym razem martwi nic nie mówili ale ich spojrzenia
wystarczały za wszystko. Najgorszy był ojciec patrzący ze swojego
grobu-szczeliny z tą potrzaskaną czaszką i wiszącą luźno
szczęką. Wiedziałem ,że muszę wstać i iść dalej bo chociaż od chwili
ucieczki niemal bez przerwy biegłem mimo pośpiechu prawie każdej nocy
dało się usłyszeć gorączkowe wycie goniących mnie wilków. Za dobrze
znałem głos kompanów z paki by mieć choćby najsłabszy promyczek nadziei
,że pogoń wysłał z mną alfa. Oni nie obejdą się ze mną łagodnie ,przy tym
co obiecali mi zrobić wyciąganie płuc i innych flaków przez gardło może
się wydawać nawet pieszczotą. W sumie mają całkowicie słuszny powód w
końcu to prze zemnie stracili dom, szacunek i stado. Ciekawe kto jest
teraz przywódcą. Pewnie Ian, w końcu to on za każdym razem próbował mnie
zniszczyć...
W końcu wygrzebałem się z mojego dość mocno obrzydliwego
schronienia. Truchło zwierzęcia które według mnie kiedyś było karibu
zostało już obdarte ze skóry i pocięte szponami padlinożerców którzy,
nawet kiedy się tu zjawiłem nie chcieli porzucić łupu. Te śmierdzące
ptaszyska z łysą głową prędzej dawały się zabić niż odpędzić od ciała. W
rezultacie mała mogiła powiększyła się o kilka obrzydliwych pierzastych
ciał. Mógł bym je zjeść ale nawet głodny nie będę się poniżał do
pożywienia się trupem czegoś co je trupy. Teraz pewnie cuchnę tak jak i
one. Z niezadowoleniem powąchałem swoje futro, jego woń pozostawiała
wiele do życzenia. Po całym ciele chodziły mi nieprzyjemne dreszcze jak
wtedy kiedy miało się stać coś złego. Od zawsze miałem nosa do tych spraw
no prawie od zawsze...Ale to już inna historia. Szkoda tylko, że nie
posłuchałem ich wtedy. Przez chwilę łzy stanęły mi w oczach, pozwoliłem
im się zakręcić parę razy ale nie wypuściłem ich na wolność. Nie mam
prawa płakać. Jestem złym wilkiem. Nie mogę płakać złe wilki nie mają do
tego prawa.
Jestem taki głupi głupi głupi! Czemu nie mogłem pomyśleć!? Uderzyłem w najbliższy kamień ,zabolało tak jak powinno.
Pomogło się trochę pozbierać. Odnalazłem świeży ,ledwie jedno dniowy trop
Avy. Podążyłem za nim ale tym razem wolniej niż poprzednio. Ian i reszta
raczej nie mieli w zwyczaju wcześnie wstawać a ja z przymusu stałem się
,że tak powiem rannym ptaszkiem.
Piłem ze strumienia gdy nagle światło słońca przed chwilą będącego w
zenicie przysłonił cień czegoś ogromnego. Przełknąłem wodę i podniosłem
wzrok na to coś.
Wielka kula futra spojrzała na mnie również małymi kaprawymi ślepiami.
-Eee -zacząłem- cześć, ja tu tylko się napić więc...
Kudłata góra podniosła się na nogi i dopiero teraz zobaczyłem jaka jest
ogromna. Wtedy zaryczała chlapiąc wodą i nie chcę wiedzieć czym na około i
uciekła.
Taaaa pomyślałem wysoki do nieba a głupi jak trzeba
Tylko coś ciągle się tu nie zgadzało. Ten kudłacz na pewno nie
przestraszył się mnie. Oczywiście jestem strasznie groźny i przerażający
ale nie wiedziałem ,że aż tak. No dobra nie byłem wcale groźny
przynajmniej nie dla kogoś o jego rozmiarach. Był to ktoś inny ,a
mianowicie brodzący powoli w górę strumienia niedźwiedź. Znowu te niemiłe
dreszcze...
Miśku błagam tylko nie patrz na mnie pomyślałem cicho cofając się po własnych śladach.
Wtedy podniósł ogromny łeb i zamroził mnie spojrzeniem dwóch wielkich lodowato niebieskich oczu. Był głodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.