Szliśmy w ciszy, wzdłuż granicy lasu. Ava nadal nieco pochmurna, za to Iana nie szczędziła języka. Wypytywała się o tereny, jaskinie, ilość członków, ponarzekała trochę na łapy i tutejsze niedźwiedzie (nie miałem na razie ochoty pytać co ma do miśków). Słońce zaczęło zachodzić. Widoczne już całkiem niedaleko Osuwisko skąpane było w pomarańczowym świetle. Nagle usłyszałem ostrzegawczy tętent kopyt...
- Na bok! - krzyknąłem.
W ostatniej chwili uskoczyliśmy między drzewa. Tuż za nami przebiegło stado rogatych roślinożerców.
- Renifery? - spytała Ava.
- Nie - odpowiedziałem. - To tylko karibu. Nie mam pojęcia czemu podeszły tak blisko osuwiska. Tu jest dla nich za gorąco. I jak przebrnęły tajgę...?
- Pewnie przez ten przeklęty wąwóz - burknęła wadera.
Żeby nie tracić czasu ruszyliśmy dalej przez las. Wyszliśmy na niewielką polanę. Właśnie krótko - o ile tak potrafię - opowiadałem Colombianie o kirinach, gdy nagle z lasu wyleciała sowa a za nią wybiegła biała wadera z niebieskimi oczami. Wydawała mi się dziwnie znajoma. Urwałem i zatrzymałem się. Nieznajoma jeszcze nas nie zauważyła.
- Kim jesteś? - spytałęm.
Spojrzała w naszą stronę. Gapiłem się jak oczarowany. Skąd ja znam te błękitne oczy?
- Nie ważne kim jesteś! - wypaliła Iana. - Ważne, gdzie nauczyłaś się tak szybko biegać! Być może jesteś szybsza ode mnie, ale nie, to niemożliwe.
Ava nadepnęła mi specjalnie na łapę i spojrzała karcąco. Otrząsnąłem się.
- Wybacz za nią - powiedziałem przyjaźnie. Colombiana zgromiła mnie wzrokiem, ale już nie męczyła przybyszki. - Nazywam się Christopher i jestem alfą Watahy Północy. Tamta młoda dama to Ava, a to MIŁE przywitanie zapewniła ci Colombiana. Mógłbym teraz dowiedzieć się co tutaj robisz?
- Ja... - biała wadera chyba dawno nie odzywała się do wilka. Była niepewna i nieco zawstydzona.
- Nie martw się. Nie zamierzamy zrobić ci krzywdy - zapewniłem nieznajomą. Po chwili niepewności odpowiedziała:
- J-jestem Moonlight. Sowa mnie tu przyprowadziła.
Iana z tyłu stłumiła śmiech. Ja jednak nie widziałem w tym nic niezwykłego. Mnie przyprowadził tu pięcioogoniasty lis.
- Mądre zwierzę - stwierdziłem z uśmiechem patrząc na ptaka kołującego nad polaną. - Należysz do jakiejś watahy?
- N-nie... - odpowiedziała nieufnie biała wadera.
- Skoro już się spotkaliśmy, to może dołączysz, albo chociaż zostaniesz na kolacji?
Po minucie niepewności Moonlight pokiwała głową.
- No to na co czekamy? Chodźcie, zaraz się ściemni...
Ruszyłem przodem. Nadal kołatało mi w głowie pytanie: czy ja już jej kiedyś nie spotkałem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.