Niepewnie przytuliłem waderę. Nie lubię patrzeć na cudzy smutek. Sam nie wiem czemu to zrobiłem, po prostu poczułem, że tak trzeba. Byłem w szoku. Ktoś chciał mnie zabić? Kolejny przykład bezmyślności mojej dawnej watahy. Z jednej strony czułem ulgę, bo już wyjaśniły się moje niepewności, a na dodatek trafiłem na kogoś z tymi samymi przekonaniami. Jednak gdzieś tam odezwał się niepokój. O siebie, o watahę, o bezpieczeństwo tej krainy.
- No już, uspokój się - powiedziałem spokojnie.
Moonlight odsunęła się. Była zaskoczona.
- Nie...nie wypędzisz mnie stąd?
- Za co? Za ambicję twojej matki? - uśmiechnąłem się pocieszająco. - Ty nie jesteś nią.
Moonlight niepewnie się uśmiechnęła.
- Może lepiej wróćmy, co? - zaproponowałem. - Przez tą mgłę zaczynam mieć dreszcze...
- Kojarzysz skądś tamtą trójkę? - spytałem dla przerwania ciszy.
Przechodziliśmy właśnie przez kładkę z powalonego drzewa nad większą rzeczką. Niby płytka, ale moczyć się na taki mróz? Brrr!
- Nie...chyba - odparła wadera.
- Też ich nie poznaję...albo mam słabą pamięć, albo wilki stamtąd za szybko się zmieniają.
Po chwili mignęła mi przez myśl jeszcze inna ważna sprawa. Szybko chciałem się co do niej upewnić:
- Zauważyli cię?
- Nie, przyczaiłam się w dość wysokiej trawie, a poza tym przez mgłę raczej nie było mnie widać - odpowiedziała Moonlight.
- To dobrze. Jeśli rzeczywiście są z Watahy Złamanego Kła mogliby powiedzieć o tobie twojej matce...
Wataha Złamanego Kła była - jak można się domyślić - moją (i prawdopodobnie także Moonlight) rodzinną watahą. Nie mniej jednak nie czuję się z nią jakoś silnie związany. Za swoimi rodzicami nie przepadałem, brata nienawidzę, a o alfie, Borgu, lepiej nie wspominać.
Zeskoczyłem z kłody. Błoto nieprzyjemnie mlasnęło pod moimi łapami chlapiąc je po łokcie.
- Niech to szlag z tymi ulewami - mruknąłem bardziej do siebie niż do Moonlight. - Jak szybko nie zrobi się zimniej to będziemy tu mieli powódź.
- To lepiej odśnieżać wejście do jaskini? - spytała żartobliwie wadera.
- Zdecydowanie.
Przeskoczyłem nad kolejną kałużą i jeszcze kolejną. Już miałem znowu skoczyć, gdy nagle mnie zamurowało. Moonlight wypadła z rytmu przy skoku i wpadła na mnie.
- Co jest? - spytała.
- Kałuże raczej nie powinny mieć takiego kształtu... - stwierdziłem sucho.
Kałuża przede mną była duża i niemal idealnie okrągła. Tylko od drugiej strony zaznaczały się niewyraźnie cztery, bardzo krótkie palce.
- To ślad mamuta - stwierdziła trafnie Moonlight. - Widziałam identyczne na granicy tundry z lodowcami.
- To by wyjaśniało przewalone drzewa niedaleko stąd - dodałem. - Mamut w tundrze oznacza kłopoty. Trzeba tego biedaka zagonić z powrotem do tundry.
Spojrzałem pytająco na Moonlight.
- Pomożesz?
Moonlight? Jak nie chcesz, to nie musisz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.