Najadłam się i odpoczęłam . No cóż w końcu mam przyjaciół. Powiedziałam Avie że idę na mały spacerek.
Słońce świeciło radośnie. No i jak nie byś w dobrym nastroju? Łapy mi
wydobrzały. Nie bolały ale troszku kulałam. Szłam laskiem promyki słońca
przebijały się przez liście i przez gałęzie. Było dość ciepło jak na
ten klimat. Spacerowałam dalej nie przejmując się niczym. Nie martwiłam
się czy się zgubie...jakoś znajdę Ave i Chrisa. Przystanęłam by
powdychać idealnego,lekko wilgotnego powietrza.
Poszłam dalej...no może nie poszłam tylko pobiegłam. Na opuszkach czułam
każde źdźbła trawy i każdą gałązkę. Promienie słońca muskały mnie
delikatnie. Czułam się jak w raju...idealna pogoda,przyjaciele,wyspana i
najedzona. Po prostu cudownie. Tego uczucia doznałam bardzo dawno kiedy
byłam mała. Nagle uderzył mnie zimy wiatr. Popatrzyłam na niebo słońce
zaczęły zasłaniać chmury. Powietrze zaczęło cuchnąć stęchlizną. Nie
pasowało mi to. Chris nam coś mówił o bagnach...em...może to tu? Ale
czułam że stąpam po twardym lądzie. No cóż. Pobiegłam dalej mając
nadzieje że ominę bagna.
Pomyłka. Zawiodłam się na sobie i zamiast ominąć bagna weszłam na nie.
Ups... Czułam że moje łapy zapadają się pod ziemię...Poszłam w głąb
bagna. Zobaczyłam małą wysepkę. Odepchnęłam się od błota i wylądowałam
spokojnie na wysepce. Rozejrzałam się dookoła. Niestety nigdzie nie
widziałam innej wysepki. Zaryzykowałam i skoczyłam najdalej jak mogłam
wylądowałam 2,5 m od wysepki. Niestety nigdzie nie było widać innej.
Poczułam jak się zapadam. Moje łapy już były pod warstwą błota. Nie! Nie
poddam się! Nie poddam się jak już tyle osiągnęłam i zdobyłam.
Wyciągnęłam łapy i z wysiłkiem poczłapałam do następnej wysepki
oddalonej jakieś 5m ode mnie. Byłam już cała upaćkana. Weszłam na
wysepkę. Westchnęłam z ulgą. Usiadłam i zaczęłam się trząść by moje futro
uwolniło się od błota.
Rozejrzałam się szukając następnej wysepki. Mój wzrok stanął na jakimś
poruszającym się punkcie. Był cały w błocie a widać było tylko oczy.
Zaciekawiło mnie to i postanowiłam zobaczyć co to. Może jakiś renifer
który się odłączył od stada? Nie nie możliwe. Zaczęłam biec w tym
kierunku walcząc z bagnem które mnie ciągnęło w dół. W końcu skoczyłam i
wylądowałam lekko na wysepce. Poszukałam znowu tego czegoś. I przeraziło
mnie to co zobaczyłam. Był to wilk. Obcy nie Chris i Ava. Miał jedno
oko złote drugie błękitne. Nie mogę go tak zostawić. Przecież jeszcze
mam serce. Wykonałam wielkiego susa i wylądowałam obok niego. Popatrzył
na mnie prosząco. Nie miał pewnie już siły mówić. A może dla tego że
wystawał tylko grzbiet, łeb i ogon? Nom...może.
Wilk poruszył gwałtownie głową i przemówił:
- Z łaski swojej może mnie z tąd wyciągniesz? Bo za chwile ta miła
kąpiel błotna mnie pogrąży. -Skończył. Matko czy ja mam zamiar go tu
zostawić i do końca życia mieć poczucie winy?
-A może przestaniesz gadać i w końcu pozwolisz mi cię
wyciągnąć? - Powiedziałam wyjmując łapy z błota żebym nie utonęła.
Podeszłam do jego ogona...i złapałam najmocniej jak umiałam.
-Ał!!! Może troszku delikatniej!?-zawył z bólu.
-To najdelikatniej jak umiem...a może przestaniesz narzekać i mi
pomożesz?! Bo jeżeli nie to ja skończę za chwile jak ty! - Powiedziałam z
trudem. No przecież trzymałam jego ogon. A do najdelikatniejszych nie
należę. Pociągnęłam go z całej siły aż zawył.
-Pomóż mi to nie będzie aż tak bolało.-Powiedziałam. Wilk zaczął się
szarpać i troszku to pomogło. A ja ciągle szarpałam go za ogon. Chyba
się powstrzymywał od wycia z bólu. No cóż...za gapowe się płaci.
Zaczęliśmy z trudem wychodzić z bagna. Problem w tym że błotko mnie też ciągnęła w dół. Ciągle musiałam wyjmować łapy.
Doczłapaliśmy się do sporawej wysepki. Wczołgałam się na nią z trudem.
Obok mnie położył się wyczerpany wilk. Byliśmy cali w błocie.
Popatrzyłam na niego i zaczęło mi się chcieć śmiać...Wybuchłam głośnym
śmiechem. Popatrzył na mnie dziwnie. No cóż...w utonięciu w bagnie nie
było nic śmiesznego.
-Z czego się śmiejesz?! Czy w utonięciu było coś śmiesznego?!-powiedział ledwo. Ja nadal się śmiałam
-Śmieje się raczej z tego że udało nam się przeżyć! To takie głupie uczucie!-Powiedziałam przez śmiech.
Wilk westchnął ciężko. Uśmiechnął się złośliwie do bagna.
-Tak w ogóle to ja jestem Sayan.-Przedstawił się.
-Jestem Colombiana dla przyjaciół Iana. Masz u mnie dług...więc wiesz.-Powiedziałam.
Sayan? Może podziękujesz z łaski swojej? Hm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.