Cóż...raz się żyje. No to... co zrobić?! Zaatakować czy uciekać? Durny niedźwiedź polarny.
-No i co?! Ty gruba kupo białego mięcha! Nie dogonisz
mnie?!-wrzasnęłam do niego. Zresztą...głupi jest. To że na niego
nadepnęłam to nie powód żeby mnie od razu zabijać i zżerać!
Usłyszałam ryk. Przyśpieszył i jego dotychczas brązowe oczy stały się
czerwone...ups... Mam przerąbane. Niech coś spadnie z nieba i mnie
uratuje! Ta...marzenia.
-Może się w końcu odwalisz?! Co ja ci takiego zrobiłam?!-wrzasnęłam
jeszcze raz...i kolejny ryk. Nie no...może go przeproszę?-Dobra! Dobra!
Przepraszam! A teraz się odczep!-krzyknęłam do niego. Na pewno
poskutkowało...nie no ekstra!
-Koleś! Nawet testamentu nie napisałam!-wrzasnęłam znowu...choć nawet
nie mam czego oddać...ale zawsze trzeba się droczyć. A walić
go...Biegnąc rozejrzałam się. Wszędzie był śnieg...z mojej lewej strony
były góry...Skręciłam ostro i skierowałam się na góry.Ten kłębek mięsa
nadal za mną bieg. Choróbki można dostać...Moje łapy zostawiły czerwone
ślady..zaczęły krwawić. Kufa. Nie dobrze. Zaczęły mnie też boleć.
Zwolniłam ale niedźwiedź nie...mam przerąbane. Coś się jego
zmieniło...stało się bardziej cieplej i zieleniej. Po pewnym czasie
śnieg stał się ziemią i trawą. Uśmiechnęłam się do siebie i wrzasnęłam
radośnie. Obróciłam się szybko i stanęłam 4 metry od niedźwiedzia.
- I co teraz?! Jestem na ziemi! Jestem silniejsza! Dawaj!
Zaatakuj!-wrzasnęłam. Niedźwiedź ryknął na mnie i odwrócił się i
odbiegł.
Em...ok? Nie wiem o co chodzi...ale jestem szczęśliwa że nie zostałam
zjedzona. Pożegnałam się jak na razie ze śniegiem i poszłam na tereny
zielone...Soczysta zielona trawa były ulgą dla moich łap. Podeszłam pod
jakieś drzewo i zasnęłam...Dobrze odpocząć...
Ktoś mnie obudzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o podpisie swojego komentarza. Każdy anonimowy komentarz będzie usuwany.