Spojrzałem pytająco na waderę.
- Alfa powinien gdzieś tu być - wydawała się zadowolona faktem, że nie będzie musiała znosić mojego towarzystwa. I co ja mogę na to poradzić? Sam bym ze sobą nie wytrzymał.
- Cudownie - mruknąłem. - Stęskniłem się już za tym jego ględzeniem o "pokoju na świecie".
Wilczyca znów obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
Jeśli chodzi o jej zdolności tropienia to rzeczywiście nie mam tu nic do zarzucenia. Przeszliśmy jakieś parę metrów, a z krzewów przed nami wyszedł biało szary wilk. Uśmiechnąłem się promiennie, basior jednak od razu przerzucił się z pewności siebie na dezaprobatę.
- Kristoff! Bracie! - powiedziałem wesoło.
- Tylko nie ty... - mruknął mój młodszy braciszek i cofnął się parę kroków.
Wadera stała zamurowana.
- Chris, to twój brat?! - spytała basiora zaskoczona.
- Później ci to wyjaśnię, Ava - odparł Kristoff. - Najpierw muszę pozbyć się stąd pewnego ewenementu...Poczekaj tutaj, a ty - tu popatrzył na mnie - idziesz ze mną.
- Jak ja uwielbiam te twoje trudne słowa... - zacząłem idąc za basiorem. - "Ewenement". Co to właściwie znaczy?
- Co ty tu robisz?!
- Czy wszyscy w tej watasze nie umieją odpowiadać na pytania?! - westchnąłem. - Takie to trudne? Posłuchać i sensownie odpowiedzieć?
- Nie o tym teraz rozmawiamy, Floki...
- No proszę, czyli jednak mnie pamiętasz! Jak miło!
- Takiego sukinsyna jak ty trudno zapomnieć - alfa był już wyraźnie zły. - Gadaj co tu robisz.
- Zwiedzam.
- Poważnie się pytam.
- A ja poważnie odpowiadam, Kristoffie.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Czemu? Tak masz, albo raczej MIAŁEŚ na imię. Po co je zmieniłeś? - spytałem.
- By zapomnieć o rodzicach, rodzeństwie, watasze a przede wszystkim o TOBIE - odwarknął Chris, czy jak się tam teraz nazywa.
- Co ja ci takiego zrobiłem?
- Już nie pamiętasz? A kto mnie zostawił na lodzie?
- Jakim lodzie? Mieszkaliśmy w cieplejszym klimacie - droczyłem się.
- Porzuciłeś nas - warknął już dość głośno Christopher. - Może ojciec i matka się tym nie przejęli, ale ja tak. Byłeś jedyną normalną osobą w całej watasze, a gdy odszedłeś już nie miałem żadnej pomocy, żadnego oparcia...
- A ty jak zwykle wszystkim za bardzo się przejmujesz - uśmiechnąłem się złośliwie. - Jak jakaś panienka. Przecież dorobiłeś się całkiem dobrych terenów, watahy, a z tego co mi wspomniała niejaka Ava to nawet partnerki.
Basior zamilkł zaskoczony.
- To już nie twój interes. Wynoś się z mojego życia, albo sam cię zawlokę do granicy.
Westchnąłem zniecierpliwiony. Ta kłótnia zaczynała mnie nudzić.
- Posłuchaj Kristo...Chris - powiedziałem spokojnie. - Jeszcze nie wiem, czy chcę tu zostać. Pozwól odpocząć parę dni, a przede wszystkim daj mi szansę się zrehabilitować. Mogę ci pomóc ogarnąć to wszystko. Tylko daj mi drugą szansę.
Chris zamyślił się chwilę. Spojrzałem na niego z nadzieją. Co jak co, ale chyba czas się ustatkować. A gdzie lepiej będzie mi się mieszkało, jak w sąsiedztwie z braciszkiem?
- Niech ci będzie - mruknął alfa. - Pokażę ci gdzie będziesz mieszkał.
Ruszyłem za bratem z powrotem w stronę miejsca, gdzie czekała na nas Ava. Byłem w o wiele lepszym nastroju. Spojrzałem wyżej na sosnową gałąź. Siedział na niej ten sam kruk. Uśmiechnąłem się do niego w formie podziękowania.
Dokończy Ava (bo Chris chyba nie ma humoru)